
Euforie wyborcze opadają dając czas na przemyślenia. Wielu zagłosowało w II turze na mniejsze zło, lub nie zagłosowało wcale, uważając, że mniejsze zło to ciągle zło. Niewielu zastanawia się, dlaczego zostaliśmy postawieni przed takim wyborem po raz kolejny. To przecież nie pierwszy raz, gdy przyszło nam wybierać „mniejsze zło”. Kraj jest podzielony na zwolenników obozu rządzącego i opozycję, która do II tury wprowadziła kandydata największej partii opozycyjnej – Platformy Obywatelskiej. Nic w tym dziwnego, bowiem to PO-PiS ugruntował istniejący od lat duopol partyjny. Te dwie partie otrzymują najwięcej pieniędzy z budżetu państwa. Stać je zatem było na najdroższe kampanie wyborcze. Pozostali kandydaci, niektórzy dużo lepsi merytorycznie, nie dysponowali ani takimi środkami finansowymi ani zapleczem w postaci telewizji ogólnopolskich (TVN24 oraz TVP1), jak obie partie duopolu. Zatem wybór pomiędzy mniejszym a większym złem był po raz kolejny wyborem pomiędzy PiS-em a PO, ponieważ obie te partie starannie dbają o to, żeby trwale utrzymać taki stan rzeczy. Stąd płytka kampania wyborcza obu kandydatów (Dudy i Trzaskowskiego) nastawiona na odgrzewanie konfliktu PiS – PO. Obydwaj kandydaci nie stanęli nawet do debaty. Jest takie powiedzenie, że „najgorzej jak się nie rozmawia, bo wtedy nie wiadomo o co chodzi”. I na tym właśnie zależało sztabom obu kandydatów, żeby ludzie nie wiedzieli o co tak naprawdę chodziło. Bo o co tak naprawdę chodziło? Stawką w grze była kontynuacja dalszej polityki PiS-u lub jej torpedowanie prezydenckim wetem. Prezydent może podpisać ustawę lub ją zawetować. Duda obawiał się w debacie poniżającego porównania do „długopisu” bezmyślnie podpisującego wolę Prezesa Kaczyńskiego. Trzaskowski mógł wypaść niekorzystnie podczas debaty, w charakterze opozycji totalnej, wieszcząc szablonowe wetowanie ustaw partii rządzącej. Oto jest istota wyboru pomiędzy większym a mniejszym złem – prowadzi do wewnętrznego rozdarcia. Decyzje, które podejmiemy będą albo złe albo niedobre, a niesmak pozostanie co najmniej na tak długo jak długo będziemy doświadczać konsekwencji wyboru. W tym wypadku kolejne 5 lat marionetkowej prezydentury, dla wygrania której, obóz rządzący zaangażował nadzwyczajne środki – praktycznie każdy Polak odczytał alert z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa (tzw. Alert RCB) w formie sms-a. Dotychczas takie komunikaty były dystrybuowane tylko w sytuacjach nadzwyczajnych, gdy istniało realne ryzyko zagrożenia życia lub zdrowia. Tymczasem w dniu wyborów 12 maja treść sms-a informowała o … ułatwieniach w trakcie głosowania…”.
PiS nie tylko zmobilizował swój elektorat ale i dokupił (za pieniądze podatników, czyt. wyborców), płacąc bardzo drogo (wzrost cen w sklepach), dodatkowe głosy programami socjalnymi typu 500+, wyprawka +, bon wakacyjny czy 13-ta emerytura. To w połączeniu z obrzydliwą propagandą TVP1 oraz manewrem unikającym debaty z kontrkandydatem z PO umożliwiło bardzo kosztowne, chwiejne, ale jednak zwycięstwo. PiS już na zawsze będzie utożsamiany z jawnym łamaniem konstytucji prawami, które sobie do tego celu kreuje. Ustawa z dnia 2 czerwca 2020 r. o szczególnych zasadach organizacji wyborów powszechnych na Prezydenta RP w 2020 r. stanowiła dla PiS-u domniemaną podstawę prawną do rozpisania wyborów na 28 czerwca 2020 r., co stało w jasnej sprzeczności z terminami konstytucyjnymi przewidzianymi dla wyborów Prezydenta RP. Urzędujący Prezydent Andrzej Duda podpisał tą ustawę, będąc jednocześnie kandydatem PiS-u w wyborach, których dotyczyła i które ostatecznie wygrał. Innymi słowy, stworzyli sobie prawo, które umożliwiło ich kandydatowi wygraną i które ich kandydat podpisał jako urzędujący prezydent. Na domiar złego, PiS złamał wcześniej Kodeks Wyborczy, zaniechując przeprowadzenia wyborów rozpisanych na dzień 10 maja 2020 r. W takiej sytuacji, wygraną Andrzeja Dudy i jego prezydenturę można określić jako bardziej wysublimowaną formę tyranii, ponieważ tyran aby objąć władzę musi prawo złamać. Natomiast PiS aby objąć władzę, prawo zmienił. Przy takiej tyranii, głosy oddane przeciwko Dudzie nie były głosami za Trzaskowskim, były głosami protestu. Protest to nie jest konstruktywne rozwiązanie, protest to czerwona kartka. Oznacza sprzeciw za wszelką cenę. Tymczasem Polska potrzebuje rozwijać się dalej na bazie konstruktywnych rozwiązań. Niestety, obecny system polityczny w kraju, który zakłada nierówne finansowanie tylko dużych partii z budżetu państwa, wraz z zaporowym progiem wyborczym i tzw. 1-ką wyborczą, zabetonował scenę polityczną, działając na korzyść duopolu PO-PiS. Kiepscy kandydaci w II turze byli pochodną tego scementowanego systemu. Mieli najwięcej pieniędzy na kampanię, i najmniej konstruktywnych reform dla Polski w swojej ofercie. Stąd wybór pomiędzy mniejszym a większym złem po raz kolejny zniżył się do poziomu bliskiego dna, czyli wyboru pomiędzy PO-PiS-em. Dopóki nie zmienimy sposobu wybierania polityków, progu wyborczego oraz nie zniesiemy finansowania partii z budżetu państwa, dopóty będziemy mieć w Polsce mierne rządy mniejszego lub większego zła.
Żyjemy w XXI wieku a wybieramy ciągle polityków po staremu. Czasy się zmieniły i potrzebna jest także zmiana w sposobie określania jak chcemy żyć. Życie nie jest czarno-białe, ma więcej odcieni szarości niż PO-PiS. Może być lepsze – wszystko zależy od nas, jakie nadamy mu barwy. Wybierajmy w wyborach naszych reprezentantów, a nie budujących swoje kariery polityczne towarzyszy z PO-PiS-u. Partie polityczne w Polsce splamiły się korupcją, rozdawnictwem stanowisk i innymi aferami. Czas umożliwić zwykłym ludziom kandydować na posłów bez potrzeby przynależności do partii politycznej. Czas odpartyjnić Polskę, bo za dużo już złego doświadczyliśmy, wybierając pomiędzy większym a mniejszym złem.
O tym jak chcemy to zrobić, możesz dowiedzieć się w opisie projektu 7 IZB JOW: https://odpowiedzialnosc.eu/7izbJOW/